niedziela, 1 marca 2015

Odłam 5 - Sercowe problemy.

Z racji tego, że nie zdążyłem opublikować nowego rozdziału w tym miesiącu pojawią się aż dwa. Rozdział na szybko, później poprawię błędy.


                                                                                                                                     Snow-bez odbioru.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Kolejny raz budzę się w paskudnym humorze, jednak tym razem wiem, że nic mi nie grozi. Zostałam odbita przez rebeliantów i od tego czasu leże bezwładnie w szpitali dystryktu 13.
  Nikt nie przychodzi, oprócz głupich piguł, niepewnie podających mi jedzenie i podłączając coraz to nowe dawki z morfaliną, która w obecnej sytuacji stała się moją najlepszą przyjaciółką. Ciągła nuda przyprawia niemal o mdłości.
 Tylko niezwykła biel ścian zachęca mnie do dalszej walki, przypomina mi o śniegu, który rozwiał wichurę mojego życia. Ciszę przerywa jedynie ciche pikanie aparatury, do której jestem podłączona.
 Pik.
 Pik.
 Pik.
 Ten dźwięk przywołuje mi w pamięci, kochanego pokręta, największą idiotkę minionych igrzysk, wciąż powtarzającą te dwa przeklęte słowa-tik tak. Choćbym chciała nie mogę powstrzymać się od uśmiechu przywołując wspomnienia tamtych chwil, wciąż widzę tą kobietę w średnim wieku, która zachowuje się jak rąbnięta toporem. Znów śpiewa mi do ucha. Znów wszystko zalewa się krwią. Znów uciekamy w rytm jej melodii. Znów ją popycham na piasek. Znów myje szpule Beetiego i znów umiera.
 Setki tysięcy pikań później, ktoś się zjawia.
 Człowiek, który wchodzi na sale ubrany jest w sterylnie biały kitel, ma mysią twarz, srebrne okulary i totalnie białe włosy; jednak nie jest to zwyczajna, starcza biel, tylko niedobór pigmentu, zwany albinizmem.
 Tutaj w Panem osoby niezdolne do zarobienia na chleb lub po prostu odbiegające wyglądem od normy bardzo szybko giną, nikt nie mówi na głos o takich osobach jak inwalidzi, homoseksualiści, lub chorzy umysłowo, o nie.... Nawet w Kapitolu takie osoby to rzadkość, czasem rodzina sama zabija takie dziecko, czasem robią to strażnicy pokoju, różnie to bywa. Sama pierwszy raz widzę taką osobę, przypomina trochę szczura, ma równie wystający pyszczek i tak samo brzydką mordkę ... Nazwę go Szczurowaty.
-Witaj Johanno. Nazywam się Lester-i tak będziesz szczurowaty: szepczę pod nosem.- Jestem lekarzem-co ty mi powiesz, nigdy bym się nie domyśliła.- Znajdujesz się właśnie w szpitalu 13 dystryktu-a myślałam, że wciąż w kapitolu - Nie zła z ciebie sztuka wiesz. W ciągu tego miesiąca straciliśmy cię już cztery razy.-Uśmiecha się lekko, jednak natychmiastowo przestaje widząc moją reakcję.-Ale mniejsza z tym. Posłuchaj, twoje ciało jeszcze nie jest w pełni sprawne i nie wiemy czy kiedykolwiek wrócisz do dawnej formy. Ten głaz, który spadł na ciebie: połamał ci żebra, złamał obojczyk, straciłaś przy tym dużo krwi. Przy operacji pozbyliśmy się większości połamanych żeber, oprócz jednego które uciska ci na serce. I właśnie tu pojawia się problem, niestety nie możemy go wyciągnąć gdyż moglibyśmy uszkodzić serce i doprowadzić do zgonu.-Zaczynam macać się po klatce piersiowej i gdy dochodzę do 6 ogarnia mnie zdziwienie, bo jedynie jego mi brak.-To właśnie te żebro , które jest winowajcą całego zamieszania. Wszczepiliśmy tobie tytanowe protezy, są o wiele silniejsze od normalnych, więc nie musisz się obawiać o to... Jednak to wszystko nie jest takie proste, bo gdy twoje serce zaczyna szybciej bić, zaczyna się prawdziwy spektakl... Sama zobacz.-Mówi po czym wyciąga z kieszeni kitla mały ekranik, na którym przedstawiony jest człowiek z jednym żebrem przylegającym do serca. Idzie spokojnie jednak nic się nie dzieje. Następnie zaczyna biec coraz szybciej i szybciej i nagle przed nim pojawia się pają co ma symbolizować strach... Serce bije na tyle szybko, że żebro, które na nie uciska na nie przebija je, doprowadzając przy tym do wewnętrznego wylewu. Dla tego komputerowego człowieka nie ma już ratunku, ale dla mnie jeszcze jest. Właśnie taki jest tego przekaz, to krótkie i zwięzłe ostrzeżenie.
-Co miało być? Nie mogę się już nawet stresować ?-pytam oburzona
-Póki co nie. Wiem jak to brzmi, jednak jeśli wygramy wojnę i przejmiemy technologie medyczną kapitolu będziemy zdolni ci pomóc. A do wygrania wojny potrzebny jest każdy żyjący zwycięzca, więc jeśli zgodzisz się nam pomóc, zrobimy wszystko aby cię uratować.
Teraz wszystko stało się jasne, oni działają podobnie jak Snow. To szantaż, chcą mojej pomocy w zamian za uratowanie życia, utknęłam w punkcie wyjścia.
-A jeśli się nie zgodzę pomoc wam tępe strzały?
-Wtedy unieważnimy pakt Kosogłosa i zostaniecie osądzeni przed sądem wojskowym. Najpewniejszy wyrok to wyrok śmierci.
 -Co to jest pakt Kosogłosa ? ''Zostaniecie'' ?-Najwidoczniej dużo wydarzyło się ostatnio w tym miejscu.
 -Widzisz, Katniss wzamian za zostanie kosogłosem, symbolem rebelii postanowiła postawić warunki. Jednym z nich było danie wam, zwycięzcą immunitetu. Dobrze panno Masnon, czas pogaduszek się skończył, muszę już iść. Jutro zjawi się u pani psychiatra, który pomoże wrócić pani do dawnej formy psychicznej.
I wychodzi, a ja wpatruje się w śnieżnobiałe kotary odgradzające mnie od innych pacjentów.
 Czuję tylko nieprzerwaną pustkę, wyrwę. Jakby ktoś zabrał mi coś o czym nie pamiętam, jednak wiem że mi tego brakuje. W sumie to da się tą pustkę zignorować i tak żyć. Tak samo jak Morfaliniści z 6, przecież oni cały czas to brali i nic im nie było, poza tym że ciągle się uśmiechali i malowali kwiaty na czołach. Całkiem niezły sposób na życie, jeśli chce się być świrem. Postanawiam się wyciszyć i nacieszyć ledwo co odzyskanym spokojem.
 Jednak ten spokój przerywa gość, którego powinnam się spodziewać.
 -Widzisz kwiatuszku, mówiłam, że uciekniesz-szepcze Lana ubrana w szpitalną piżamę.
-Nic takiego nie mówiłaś.-Odpieram urażona jej długą nieobecnością, już myślałam, że zniknęła.
-No może masz rację, ale chciałam powiedzieć, zresztą i tak odegrasz się jeszcze na naszym prezydenciku, a nie wybacz. Tu rządzi chyba kto inny.
  Tak wiem kto, Alma Coin. Spotkałyśmy się osobiście rok, albo dwa lata temu w moim dystrykcie. Leżałam wtedy na kanapie lekko pijana po ''dniu wspomnień'' gdy ona weszła, a wraz z nią lodowaty wiatr z dworu. Poszła do kuchni, zaparzyła herbatę i usiadła, jak gdyby mieszkała tu już wiele lat. Woń tego trunku od razu postawiła mnie na nogi, była niezwykle dusząca i znakomicie maskowała wszelkie inne zapachy, pobudzała i wyostrzała zmysły. Pachniała trochę jak kukurydza wystawiona na słońcu, trochę jak zgniła róża, trochę jak palone drewno. Alma miała niezwykle idealne włosy, ani jednego odstającego. To była peruka, widać na pierwszy rzut oka, idealnie siwa oraz perfekcyjnie prosta. Rozsiadła się na beżowym fotelu w salonie tuż za kominkiem. Wyglądała niebezpiecznie, niczym pani podziemia, gdybym nie była pijana i trochę zaszokowana, najpewniej rzuciłabym się na nią.
-Śliczne mieszkanko, panno Masnon. Nazywam się Alma Coin, jestem prezydentem 13 dystryktu.Nie mam dużo czasu, więc od razu przejdę do sedna. Chciałabym zaoferować Ci niezwykłą szanse na zmienienie historii i zemszczeniu się na wrogach. Na odegraniu się na starym Snole oraz stworzeniu świata bez cierpienia i igrzysk. Widzisz  Panna Everdeen otworzyła nam furtkę na zniesienie tego reżimu, sama nawet nie wiedziała czego dokonała i co ją jeszcze czeka. Jak sama wiesz w tym roku to triumfatorzy zostaną wylosowani z póli. Znam twoją historię, wiem przez co przechodziłaś, zrozum, nie masz już nic do stracenia. Jeśli to ma cię dodatkowo przekonać to wiedz iż rozmawiałam z innymi.
-Z kim ?
-Finnickiem, Beeteem, Wirres, Blightem, Haymitchem, Seder, Chafftem, Mags, Annie, Cecelią, Woofem jeśli chcesz mogę pokazać dokładną listę. Wszyscy z nich się zgodzili.
-Co miałabym takiego robić ?
-Wejść wraz z Everdeen i Melarkiem w sojusz i chronić dopóki was stamtąd nie wyciągniemy. Potrzebni mi są oboje. Oboje żywi i dlatego przychodzę do ciebie prosić o pomoc, to bardzo delikatna sprawa.
 -A co jeśli się nie zgodzę
 -Stracisz niebywałą szansę zemsty na Snowie. A więc wybór należy jedynie do ciebie, czas prowizorycznego pokoju się skończył. Widmo wojny wisiało nad panem od bardzo dawna, czas odpalić ląd iskrą Everdeen i rozpalić żar w ludziach. Widzisz niewiele z nas to widzi, ale Panem zbudowane jest na niezwykle kruchych podstawach, nie to co 13 dystrykt. My jesteśmy samowystarczalni, Kapitol bez dystryktów już nie-popija herbatę i kontynuuje.- Kiedy rozpoczną się igrzyska nie będzie już odwrotu, a więc jak będzie Panno Mason? Chcesz zagrać, ten ostatni raz?-pyta podstępnie Alma dobrze znając moją odpowiedz.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział ❤
    Zapraszam do siebie :D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, zacny człowieku! Zaklepuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,, witam :D Rozdział odjął mi mowę, masz na prawdę talent, zazdroszczę go :)
    Cały rozdział jak i blog strasznie mi się podoba, chyba będę zaglądać częściej ^.^
    Pozdrawia Zbuntowana Annie :* I niech los zawsze Ci sprzyja!

    OdpowiedzUsuń