poniedziałek, 9 listopada 2015

Miniaturka cz.3 - Mrok wczorajszej nocy.

 Ostatnia część miniaturki, która dała mi spore pole do popisu.  Odłam kiedyś się pojawi, ale teraz mam bardzo ciężki okres  w życiu i zanim powrócę, muszę pozałatwiać kilka spraw...
 Pozdrawiam kochaną liskę/ryśka za komentarze. Nigdy tego nie pisałem, bo uważałem to za oczywiste, ale to naprawdę pomaga i bardzo motywuje. Piszę żebyście wiedzieli...

  Snow - bez odbioru






--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------













  Apostus przegryza wargę zauważając kobietę stojącą przed nim. Minęło tyle lat, a ona wciąż była taka piękna. Choć głęboka czerń powoli ustępuje siwym pasmom, to wciąż zdaje się być tą rozhisteryzowaną nastolatką wylewającą wrzącą kawę na jego spodnie. Niczego nieświadoma Megan, krząta się po kuchni nie zauważając niegdysiejszego kochanka ukrytego, w głębi korytarza.
 Spokojna starość w domu nad brzegiem morza, czy ktokolwiek myślał, że właśnie taki finał będzie pisany tej kobiecie? Odpowiedzi na to pytanie nie mógł udzielić nawet sam bóg, jednak co do jednego wszyscy byli zgodni. Każdy wiedział, że nie zginie z przyczyn naturalnych. Po zakończonej wojnie przewidywali samobójstwo, później zamach, teraz już było niemal pewne, że zabije ją mąż. Ale tak się nie stanie, pomyślał Apostus. Zabije ją osoba, która najpierw wykorzystała Meg, a później sama dała się wykorzystać.
 Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, Apostus postąpił jak dziecko. Otworzył furtkę dla osoby, która nie powinna była jej przekraczać. Megan miała wtedy władzę absolutną, mogła zaprzestać wszystkiemu, jednak doprowadziła do wojny. W ten czas dziewczyna bardzo sprytnie pociągała za sznurki i gdy jej samej przyszło zmierzyć się z konsekwencjami własnych intryg, użyła swojej najniebezpieczniejszej broni. Wykorzystała naiwność Farisa. Ten dzięki pomocy Megan zwyciężył i objął władzę nad dwoma krajami. Wtedy właśnie zagościł spokój i ludzie zaczęli patrzeć na wszystko co ich otacza, całkiem inaczej. Przez to wszystko zmienili nastawienie do rządu, co wcale nie było po myśli Meg, mimo to jej ufali. Jako pierwsza dama miała sporo obowiązków i nie marnowała czasu na zagrzebywanie się przeszłość. Obieca, wszyscy obiecaliśmy zapomnieć. Wymazać z pamięci ten potwory okres, gdy nie można było nikogo nazwać ani sojusznikiem, ani przyjacielem. Byli tylko wrogowie, mniejsi lub więksi.
 Kobieta otworzyła lodówkę i nie przejmując się niczym, napiła się z gwinta soku pomarańczowego. Właśnie w tym momencie kolejny raz poczuła jak jej kark ociera się o zimną lufę pistoletu. Przez głowę przeszła jej myśl, że to może znowu być Marcus, jednak po chwili przypomniała sobie całą brudną prawdę o nim i podniecenie spadło. Jednak mimo to wciąż go kochała. Kochała go pomimo tego, że cały czas ją okłamywał. Kochała go pomimo tego, że wciągnął ja w te bagno.
 — A więc tak to się zakończy? — pyta kobieta. — Mogę chociaż poznać twoją historię? Co takiego sprawiło, że to ty dokończysz dzieła? — pyta raz jeszcze niezważająca na ciszę za jej plecami.
— Znasz mnie lepiej, niż niejeden chciałby poznać — odzywa się Apostus.
 Jej ramiona rozluźniają się, a oddech znacznie zwalnia. Wgłębi duszy chciała aby to on to zakończył; aby zakończyli to razem.
— Razem? — pyta chłopak.
 Kobieta odwraca się i spogląda mu głęboko w oczy. Gdzieś tam w głębi wciąż go nienawidzi, jednak jest mu wdzięczna za to, że jako jedyny wyciągnął pomocną dłoń, gdy jej umysł przeżarty był przez pierwotne instynkty. Teraz, po tylu latach, stwierdziła, że pomyliła się co do niego. Niegdyś była pewna, że to nie była miłość, tylko pożądanie. Na dziś dzień, śmiało może powiedzieć, że jako jedyny mężczyzna w jej życiu, w pełni ją kochał.
— Nawet gdyby świat miał zniknąć-odpowiedziała.
 Chłopak obejmuje jedną ręką, a drugą wkłada lufę do ust kobiety. Nie chce ją całować, ani tulić, wiedząc że ona nie odwzajemnia jego uczuć. Chce aby odeszła tak jak powinna. Bezboleśnie i szybko.
 Ostatni raz spogląda w te niemal czarne oczy, by chwilę później oddać strzał. W tych ostatnich sekundach życia dziewczyna starała myśleć jedynie o morzu, którego fale wyrzucają na brzeg połamane statki zniszczone przez huragan. Bez jakichkolwiek sztormów czy oznak wrogości. Tylko niczym nie załamana, lazurowa tafla wody, odbijająca chmury, które leniwie przemieszczają się w kierunku zachodzącego słońca. Bezkresny błękit, był ostatnim obrazem jaki ujrzała przed śmiercią.
 Ciało martwej dziewczyny spoczywało teraz w dłoniach jej dawnego kochanka. Wyniósł ją nad brzeg morza i położył na tyle blisko by fale obmywały jej stopy, jednak na tyle daleko, by nie dotykały jej twarzy. Uważał, że to było słuszne, jednak by dokończyć dzieła, musiał odnaleźć Farisa.
 Poszukiwania nie trwały wcale długo, znalazł go zaczytanego w swojej ulubionej książce pt. ''Pierwotne instynkty'' autorstwa Cralia Bertona, byłego prezydenta i ojca Megan. Siedział pod wielką wierzbą, niedaleko brzegu morza, nawet nie spojrzał, gdy na kamieniu obok zasiadł Apostus. Zaśmiał się jedynie i zapalił fajkę.
— Z czego się śmiejesz? Zostały mi tylko dwie kule, dobrze wiesz jak to się skończy.
— Nie śmieje się z tego, druhu. Śmieszy mnie ten cały popierdolony świat. — Zwraca się do Apostusa dmuchając w niego kłąb dymu. — Rodzimy się, umieramy. Prędzej czy później odejdziemy w otchłań zapomnienia. Boga nie ma. Jest tylko tu i teraz, ale nawet to za chwilę stanie się historią. To wszystko jest strasznie popierdolone-rzekł wyciągając piersiówkę i biorąc spory łyk trunku, który się w niej mieścił.
— Zawsze lubiłeś sobie popić, co Faris? — pyta poklepując go po ramieniu. — I pomyśleć, że to wszystko stało się przez nas, przez zwykłych ludzi.
— Ale i tak o nas zapomną — dodaje Faris.
— Najpewniej tak. Wiesz dopóki nie zginie ostatni z nas, ten świat nie zazna błogiej nieświadomości znaczenia słowa wojna. Już dawno tabloidy okrzyknęły nas dinozaurami nowej epoki, mrokiem wczorajszej nocy, o której należy jak najszybciej zapomnieć. Ludzie już nie kochają nas tak jak niegdyś, już nie wiwatują na nasz widok.– Apostus zabiera piersiówkę z rąk Farisa i bierze solidny łyk.– Masz rację, za to co zrobiliśmy jesteśmy, skazani na zapomnienie. Czas odejść. Czas sprawić, by nasz świat także zniknął.
 Faris odkłada książkę na bok, poprawia się i wtula plecami w korę drzewa. W jego błękitnych oczach, nigdy nie można było dostrzec strachu. I tak samo było tym razem, gdy ogłuszający huk przebiegł okolicę, można było dostrzec jedynie uśmiech na jego już nie młodej twarzy. Odszedł tak jak powinien; pełen dumy i spokoju. Teraz została już ostatnia kula do wystrzelenia.
 Apostus ruszył w stronę plaży gdzie leżało ciało Megan. Wziął patyk i napisał obok, wielkimi literami ''Nigdy więcej wojny'', po czym położył się koło zamordowanej. Nieśmiało spoglądnął na jej blade oblicze i zamknął palcami oczy. Jeszcze przez chwilę spoglądał w stronę morza, tego samego, o którym tak strasznie marzyła Megan. Słońce zaczęło leniwie chować się za lazurową taflą wody. Niebo przybrało kolor dojrzałej brzoskwini i z każdą mijającą chwilą, coraz bardziej popadało w ciemność. Apostus lubił zachody słońca, napawały go nadzieją, że następny świt będzie inny. Tym razem tak się stanie, pomyślał. Miał on racę, następnego dnia świat obudzi się już bez balastu jakim była ich gromada. Obudzi się nowy i całkowicie wolny od przeszłości, być może by już nigdy nie zakosztować zakazanego owocu jakim jest wojna. Któż to wie?